Plakietka w pigułce.

Oto historia Bizz‚a AKA Szpieg‚a AKA newyorkshitisback (byłego plakietkowca), którą opisał kiedyś w swoim pamiętniku na http://www.epuls.pl (życzymy miłej lektury):

Wiele osób o tym marzyło, ja chyba też, skoro w końcu tam się dostałem. Plakietka koło nicka wygląda kusząco, daje władzę nad rzeszami użytkowników oraz możliwości załatwiania spraw osobistych na własną rękę. Jaki ja wtedy byłem głupi, ale do rzeczy:

Droga do członkostwa w ochronie nie była krótka. Zanim otrzymałem poważniejsze funkcje, wcześniej przez około 2 – 3 miesiące byłem prezenterem w e-Radio. Tam spotkałem człowieka, którego celem (podświadomym czy nie, co za różnica) była władza despotyczna. Nie liczyło się zdanie prezenterów. Wszystko szło za naszymi plecami, wszelkie zasady były w taki właśnie sposób ustalane. Za mojej kadencji trwał pogłębiający się kryzys. Z różnych przyczyn zrezygnowałem, chociaż lubiłem grać dla ludzi dobry rap. Do obowiązków „szefa” stacji było promowanie jej, a 15 osób na większości audycji nie było szczytem marzeń. To, że grałem niepopularną muzykę to raz, ale z drugiej strony zero promocji. Powiedziałem, że nie będę grał pod publikę i chyba spełniły się moje słowa. Dobitnie pożegnałem się z „szefostwem stacji”, jak zwykle nie żałując ciepłych i szczerych słów pod ich adresem za warunki pracy.

Oczywiście chodzi Bizzowi o Kwakusa.

O forum nie chce mi się rozpisywać. Najpierw dostałem jakieś dwie kategorie, potem jeszcze dwie… To była syzyfowa praca użerać się z małolatami, którzy netykietę mieli głęboko w kieszeni i zakładali po 10 takich samych tematów. Teraz forum jest nieco bardziej rozbudowane niż wtedy, a i tak panuje na nim kocioł. Pomyślcie, co było wtedy… Dorzucę jeszcze powolne serwery, aby zobrazować całą sytuację. Jakby nie patrzeć powierzono mi jakieś obowiązki, z których się wywiązywałem aż do momentu zrzeknięcia się posady moderatora.

W końcu ochrona. Sprawa długa, męcząca, śmieszna i tragiczna zarazem. Nawiązałem kontakt z jednym człowiekiem, który mógł coś załatwić. Nie pamiętam już dokładnie ile to wszystko trwało, ale ze dwa – trzy miesiące napewno. Jako, że miałem dobrą opinię, nie było problemów z weryfikacją mojej osoby. W końcu udało się – dostałem uprawnienia. Początkowo nie dostałem plakietki i większości uprawnień. To było coś w rodzaju okresu próbnego. Robienie donosów oraz innych rzeczy szło gładko. Sumiennie wywiązywałem się z tych obowiązków.

Dostałem plakietkę, by móc oficjalnie zasilić szeregi ochrony. Chciałem opisać kilka płaszczyzn, a mianowicie: członków ochrony, pracę jako członek ochrony oraz relacje z obsługą.

Najpierw ludzie – na pewno pomocni. Trafiłem na naprawdę dobry team. Z każdym problemem miałem się do kogo zwrócić. Nie było wewnętrznych sporów czy kłótni. Współpraca nie była wzorowa czy też bardzo dobra, ale z czystym sumieniem mogę wystawić „czwórkę” za całokształt.

Praca w ochronie to temat nieco dłuższy, ale zatrzymam się przy kwestiach najważniejszych. Zarwane noce, a raczej masa zarwanych nocy. W dzień portal działał okrutnie wolno, wszystko było przeciążone, więc pozostawały noce na owocną pracę. Dziś wiem, że nie zarwałbym ani jednej nocki więcej, bo to gra nie warta świeczki. Uprawnienia – z tym bywało różnie. Dopiero w końcowym okresie pracy dostałem wszystko to, co było niezbędne do skutecznego egzekwowania kar. Po drodze były niezłe jaja, kiedy brakowało komuś funkcji. Od Kajfasza do Annasza – lataj do kogoś z obsługi albo ochrony. Pamiętam, że nieraz robiło się listy ludzi, którzy mieli zostać ukarani. Jeśli nie miałeś danej funkcji, to musiałeś to przesłać komuś, kto ją miał. Przy ogromnej liczbie wykroczeń w portalu nietrudno się domyślić, że w końcu nerwy mogły puścić. Wynagrodzenie – brak. Praca czysto `społeczna` początkowo jest w porządku, jednak kiedy ktoś Ci za nią dziękuje i ją widzi. Tutaj tego zabrakło a co więcej ludzie z obsługi (taa, Ci zakompleksieni ;]) często się czepiali czegokolwiek. Szacunek trzynastolatka, który widzi plakietkę a nie mnie, jako człowieka? Daj spokój, nie bądź śmieszny. Czasem (trzeba się było prosić) dostawało się darmowe pulsary, żeby sobie wykupić extreme czy coś. Załóżmy, że dostałeś ich na miesiąc 300… Zobacz sobie w sklepie, ile taka ilość kosztuje i wyciągnij wnioski. Dodam, że te pulsary oficjalnie były na własny użytek. Kiedy przelałeś je komuś znajomemu bez plakietki, to była już kręcona gruba afera (przez obsługę rzecz jasna :]).

Relacje z obsługą – śmiech na sali. Nie wiadomo na jakiej podstawie część owej obsługi uważała się najważniejszych ludzi w portalu. Kompleksy, kompleksy, kompleksy, sam wiesz jak jest. Lubili się nami wyręczać w niektórych sprawach, lubili wyrażać swoje zdanie w klubie `ochrona`, chociaż mieli swój. Lubili mieć rację nawet, kiedy jej nie mieli, lubili uważać się za sędziów najwyższych w nierozstrzygniętych sporach, nie biorąc pod uwagę rozsądniejszych, CUDZYCH rozwiązań. Lubili pochlebnie wypowiadać się o portalu pomimo błędów na każdym kroku, lubili… Można by tak jeszcze chwilę. Teraz garść faktów: zdecydowana większość członków obsługi srebrnej miała uprawnienia mniejsze od nas. W późniejszym okresie miałem uprawnienia równe złotej obsłudze, ale oni mieli problem z tym despotyzmem i myśleli, że są fajni, a ich zdanie święte. Nie byliśmy w żadnym stopniu zależni od nich, chociaż oni próbowali to zmienić (też nie wiadomo dlaczego). Kłótnie w obsłudze to był porządek dzienny (nie wiem jak teraz, nie interesuje mnie to), za to w ochronie zawsze szukaliśmy rozwiązania w jakiś sposób korzystnego dla wszystkich.

Dziś widzę, jakie to było bagno. Mówię o tym śmiało, bo wam małolatom wszystko wydaje się kolorowe do momentu, w którym kończy się zabawa, a zaczynają obowiązki. Widzicie plakietki, a nie widzicie i nie znacie ludzi, którzy pełnią poszczególne funkcje. Robicie z tych ludzi autorytety, zakładacie im fun cluby, w których czcicie ich uczciwość i niebagatelne, internetowe cnoty pod przykrywką lepszego poznania owych person. To wszystko jest gówno warte. Mam się nakręcać, że jestem sławny dla trzynastolatków portalu? Jako jedyny nie miałem nigdy własnego e-klubu, w którym wychwalane były moje przymioty. Kładę na was dzieciaki, zaślepione wizją kolorowego portalu z super obsługą. Część z owej obsługi nie potrafi nawet pisać po polsku, ale dla odmiany świetnie posługuje się potocznie zwaną łaciną kuchenną (chodzi o wulgaryzmy, jeśli nie słyszałeś jeszcze o tej odmianie łaciny ;]). Ich argumenty kładą na ziemię filozofów greckich, którym nie śniły się nawet takie bajki. Problemy z osobowością leczą ilością posiadanego pulsu i pulsarów. Na samym końcu i tak mogą oznajmić, że wypisuję bzdury, ale swoje wiem i to nie tylko ja. Liżcie sobie pośladki na tych masowych zlotach i wmawiajcie sobie, jacy nie jesteście fajni, bo tylko wy macie plakietki, a reszta nie. Pokój ludziom dobrej woli. Dobrze było doświadczyć tego na własnej skórze – lubię kolekcjonować różne wrażenia z życia

To co do tego czasu pisaliśmy na http://www.epulsthetruth.wordpress.com zostało potwierdzone.
Kompleksy, kompleksy i jeszcze raz kompleksy.